środa, 12 września 2012

Ostatni szewcy w mieście

Dziś będzie trochę nietypowo bo zupełnie nie RPG'owo. 

Kilka wpisów temu pisałem o szewcu Grzegorzu, który podnosił ceny bo nie był w stanie wyżyć za stawki z cennika. Jednym z elementów który był wtedy szacowany "na oko" był czas w jakim rzemieślnik jest w stanie uszyć takie buty od zera.

Trochę nie dawało mi to spokoju, bo zdałem sobie sprawę że kompletnie nie mam o temacie pojęcia. Buty kupuje się w markecie, produkcji chińskiej, płaci w sumie grosze a za kilka tygodni nie ma płaczu jak je trzeba wywalić. A jeszcze mój dziadek, choć szewcem z zawodu ani wykształcenia nie był, naprawić (NAPRAWIĆ!!!) buty potrafił. Kto w ogóle jeszcze naprawia buty? No może jakieś super drogie, ulubione, czy specjalistyczne, ale takie buty na co dzień? Kiedyś człowiek jak miał jedne buty to się cieszył i zakładał je pod kościołem, bo całą drogę niósł w ręku żeby się nie zniszczyły. A teraz? Prawie każdy ma kilka par butów, i nie mówię tu o kobietach które potrafią ich mieć setki. Buty codzienne, do biegania, ocieplane, w góry, lakierki, któż to wszystko zliczy, ot kolejne dobro które straciło na "wartości".

Choć są rejony świata gdzie bieda i zacofanie cywilizacyjne doprowadziło do sytuacji gdzie nadal luksusem są buty szyte z kawałka plecionki i starej opony czy plastikowej butelki, nasza "cywilizacja" umożliwiła nam zapomnienie o takich "drobiazgach". Nie wiem czy ktoś z Was czytał książkę lub widział film pt. "Droga", jednym z podstawowych elementów który ocaleni ludzie pożądali, kradli, zabierali sobie nawzajem były właśnie buty. Bez dobrych butów nie da rady się przemieszczać, czyli szukać pożywienia, uciekać przed wrogiem czy po prostu podróżować. Niby nic a cieszy.

Po cóż taki przydługi wstęp? Otóż wyobraźcie sobie, że wracając ostatnio z obiadu zauważyłem zakład szewski. Co więcej, był to działający zakład szewski! Niewiele się namyślając wstąpiłem do środka, powitała mnie kobieta (tak KOBIETA!) pracowicie uderzająca młotkiem w trzymane w drugiej ręce buty. Przywitałem się grzecznie i z pewną dozą nieśmiałości zagaiłem, że szukam pewnych podstawowych informacji na temat szycia butów. Na przykład takiego drobiazgu, jak dużo czasu dobry szewc musi poświęcić na uszycie butów.

Na początku szewcowa (jest jakaś żeńska forma "szewca"? feministki mnie zabiją :) ) dość niepewnie mi odpowiadała, ale w pewnym momencie na ratunek z zaplecza wyszedł mąż, również szewc. W pierwszej chwili poważnie myślałem nad przyśpieszoną ewakuacją, ale na szczęście tego nie zrobiłem dzięki czemu poznałem bardzo sympatyczne małżeństwo. Państwa Elżbietę i Stanisława Kapica, oboje jak się okazuje parają się zawodem szewca. Chyba mi po prostu wyszedł "rzut na reakcję", bo przez następną godzinę przeszedłem gruntowne, choć przyśpieszone, szkolenie w temacie szycia butów. Okazało się że gospodarz dysponuje starymi książkami, teraz praktycznie niedostępnymi za wyjątkiem antykwariatów i śmietników, które zawierają całą wiedzę zbieraną przez pokolenia rzemieślników. Dowiedziałem się czym się różni cholewkarz od szewca, z czego się składa dobra podeszwa, co to są noski i mnóstwo innych rzeczy których pewnie nie zapamiętałem. Miałem też okazję obejrzeć tradycyjne narzędzia którymi jeszcze niedawno szyło się buty a które teraz właściwie należą do prehistorii zawodu. Jednym z ciekawszych "eksponatów" była sześćdziesięcioletnia (!) szczecina dzika, którą się w specjalny sposób splatało z dratwą i używało do szycia delikatnej skóry.

To było niesamowite, dawno nie spotkałem ludzi z taką pasją w oczach opowiadających o tym co robią na co dzień. Smutne jest jedynie to, że sami mają świadomość o wymieraniu takich zawodów i że są prawdopodobnie ostatnim pokoleniem w rzemiośle. Gdyby nie to, że doba mi się nie domyka i kompletnie na nic nie mam czasu a hobby uprawiam kosztem snu, może by mi się udało wyprosić przyjęcie "na termin" i nauczyłbym się czegoś konkretnego w życiu? Pomarzyć dobra rzecz, może jak mi chłopaki podrosną, choć pewnie wtedy jeszcze więcej czasu będą wymagać :) Może nie jako źródło dochodów, ale jako pożyteczne hobby? Choć ponoć jest w Warszawie fachowiec który całkiem sam robi skórzane buty na miarę i bierze po dwa tysiące za parę, a terminy ma takie że trzeba trzy miesiące czekać. 

Pomyślałem także, czy nie było by ciekawe poszukać różnych takich "wymierających" zawodów i czegoś się o nich dowiedzieć, opisać, może, tu ukłon w stronę Sławka, utrwalić na zdjęciach? Może to dobry plan na wakacje, zamiast siedzieć nad jeziorem i pić browar, odwiedzić kowala, garncarza czy strzecharza? A może nie zamiast a przy okazji? Zobaczymy, mamy jeszcze trochę czasu do następnych wakacji.

A może nie trzeba daleko jeździć, tylko za rogiem jest mały zapomniany przez bogów i ludzi zakład gdzie starszy pan naprawia parasole? Wystarczy wejść i się przywitać, tacy ludzie zazwyczaj nie gryzą a jeszcze poczęstują śliwkami :)

P.S. Miałem rację, dobry szewc jest w stanie w trzy dni uszyć porządne buty. :)

5 komentarzy:

  1. Świetna notka! Bardzo mi się podoba, no i podoba mi się Twoja mała przygoda. O takich wymierających zawodach pisze się i robi fotoreportaże od kilkudziesieciu lat. Szkoda, że tak mało kogo to rusza, bo temat jest naprawdę głęboki i bardzo wart zgłębienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. to może jednak plan na wakacje? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem otwarty na propozycje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Panie, na Pragę się wybierz jak szukasz takich zawodów, tam każde cuda spotkać można;]

    OdpowiedzUsuń
  5. @ungrim wiem, wiem, ten "pan od parasoli" to właśnie na pradze jest, tylko muszę sobie przypomnieć gdzie dokładnie.

    OdpowiedzUsuń